piątek, 27 kwietnia 2018

Dlaczego by trochę nie pobiegać? [15]

Nie musiałem na niego patrzeć, żeby móc spodziewać się reakcji w stylu przewrócenie oczami, fuknięcie, ale koniec końców przystanięcie na propozycję i posłuszne podreptanie przy moim boku.
— Możesz podrzucić mnie do Wandy, pewnie ma jakąś maść rozgrzewającą czy coś — powiedział, poinformował, a ja pokiwałem głową, bo sam pewnie wybrałbym się w tamte okolice, gdybym był, no nie wiem, rodzeństwem, albo czym innym bliskim. Dlatego szybko nakierowałem nasze ruchy na dobrze znany pokój, w którym już kiedyś przecież jadłem te cudowne prażyny krewetkowe i nie, dalej nie wiem, jakim cudem dziewczyna mogła je jeść bez zwracania co kilka sekund. — Poprawka, na pewno jakąś ma. Zawsze ma — dodał ze śmiechem, a ja również się uśmiechnąłem i pokiwałem głową, bo przecież Przewalska była naszą chodzącą apteką i nikt temu nie zaprzeczy.
— Jak sobie pan życzy — mruknąłem tylko, poprawiając chwyt na nadgarstku i boku mężczyzny.
Chwilę potem zawitaliśmy przed drzwiami. Zapukałem, trzy razy i ten jeden, jedyny dodatkowy, dla pewności, a jakże by inaczej, a już za momencik wrota się otworzyły i stanęła w nich blondyneczka. — Io, io, mamy pacjenta, proszę zrobić miejsce — parsknąłem radośnie, prezentując dokładniej starszego brata kobiety, której mina nie wyglądała zbyt tęgo i wiedziałem, że sprawa jakoś szczególnie się nie poprawi, nawet jeśli bardzo będę się starał rozrzedzić cholernie gęstą atmosferę, która raczej nie była wynikiem deszczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis