piątek, 6 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [2]

Kurwa, naprawdę, Przewalska była istną masochistką i jakimś światłem narodów, bo kto po takich akcjach, takich słowach, takich działaniach i czynach reagował tak spokojnie i jeszcze potrafił się uśmiechnąć, jak gdyby w sumie nigdy nic. Zmarszczyłem brwi, przestąpiłem niespokojnie z nogi na nogę i westchnąłem.
Mrugała zdezorientowana, tylko po to, żeby za chwilę rozpromienić się niemiłosiernie i wręcz wybuchnąć radością, która długo rozchodziła się falami, a ja dalej nie potrafiłem patrzyć na nią normalnie, bo przecież ją skrzywdziłem
— Tak, tak, wchodź i siadaj — powiedziała, obkręcając się przy okazji na tym stołku, taboreciku, cholera wie właściwie, co to było, ale jednakże zdecydowałem się dłużej nad tym nie namyślać i po prostu podszedłem do kobiety, by zająć miejsce obok, złączyć dłonie na kolanach i pochylić się nieco, nie wiedząc, co tak właściwie powinienem zrobić i po co tu przyszedłem.
— No — zacząłem martwo, przebierając stopami w miejscu i wzdychając ciężko. — Ja... — Tutaj parsknąłem z osłabieniem, jakiś wypompowany i zrezygnowany do granic możliwości, bo gula zatykała gardło, a zielone oczy dalej bodły niemiłosiernie. Jak mogłem byż aż takim chujem? — Przepraszam. Po prostu przepraszam. Ja wiem, że to gówno daje, że to nie daje tak właściwie nic, że cię skrzywdziłem, zraniłem, zachowałem się jak ostatni skurwiel. Nie wiem, co mi strzeliło do łba. — Naprawdę to wiedziałem. Wiedziałem doskonale i dlatego tak ciężko to wszystko mi przychodziło. — Ja nie chciałem, żeby tak to wszystko wyszło, żeby miało taki finisz, ja... Brzydzę się sobą? — Westchnąłem cicho, spuszczając przy okazji wzrok. — Przepraszam.
Dziwiłem się temu, jak bardzo buta ze mnie wyparowała. Jak przy tych kilku osobach traciłem całą werwę. Jak nikłem. Jak przestawałem być Oakleyem, a zaczynałem Nivanem.
Było mi z tym dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis