piątek, 20 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [12]

— Nikogo nie będziesz mordować, tym bardziej Yamira, Niv — odparła surowo, a ja skrzywiłem się znacząco. Będę mordował, a jego już w szczególności, zdążył sobie nagrabić przez te osiem lat wystarczająco mocno. — Już pędzę, by rozpowiadać o twoich upodobaniach na całą szkołę, jak myślisz, ile da mi Hera? — Uśmiechnęła się, upijając przy okazji tego walonego soku. To nie tak, że nie ufałem nikomu, ale nie ufałem nikomu, bo niby nic, niby nikt nie zdradzi twoich sekretów, ale potem po całej placówce krążą legendy, że w czwartek pięć miesięcy temu widziano się z nieboszczykiem za biblioteką. — Nivan, kochanie, uspokój się troszkę, może troszkę to boli, ale cały świat się tobą nie interesuje, a już na pewno nie twoją orientacją czy innymi cholerstwami. Nivan to Nivan, nieważne co i kogo lubi, błagam, no. Wyszliśmy już ze średniowiecza, prawda? Ale obiecuję, cicho-sza, nie piskam nawet słówkiem.
— Jaką orientacją, nie jestem, kurwa, gejem, a Hopecrafta nawet nie lubię — warknąłem, zaciskając mocno szczęki i wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Zresztą, nawet w razie „w” miałem haka w postaci rzekomego romansu, gdzie mogłem spokojnie określić się shipperem „Yandy”, która naprawdę rozwijała się zatrważająco szybko. Wystarczyło spojrzeć na maślane oczęta Kumara, żeby wiedzieć, że te wiadomości to nie są byle przelewki. — A Yamira chyba będę musiał albo ciebie. Zazdrosny się robię, przyjaciela mi kradniesz i to skutecznie — parsknąłem już nieco łagodniej, może po prostu starając się zmienić temat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis