piątek, 20 kwietnia 2018

Kilkanaście minut nas nie zbawi [1]

Nerwowo kliknąłem guzik w windzie. Zamrugał kilkakrotnie, a potem ponownie zgasł, jakby sobie ze mnie kpił, a numerek nad drzwiami tylko upewniał mnie w fakcie, że nie, klitka nie ruszyła się nawet o pół piętra i przeklęte „0” dalej tam sterczało. Stuknąłem nerwowo palcami o metalowe pudełko i warknąłem pod nosem, rozglądając się po korytarzu.
Nikogo nie było, wszyscy najwidoczniej zwiali, a ja mogłem tylko błagać o łaskę i pojawienie się jakiegoś zbawcy.
Dopiero po chwili dojrzałem gdzieś na końcu dziewczynę, co w sumie było dość dziwne, bielusieńkie stworzenie powinno rzucać się w oczy prawie że od razu. Może to ze względu na jej rozmiary? A może jeszcze oprócz nóg, to oczy postanowiły mi wysiąść?
Nie czekając dłużej, obróciłem się i pojechałem do nastolatki i jak niegrzeczne to nie było, pstryknąłem palcami przed jej twarzą, do końca nie wiedząc, jak powinienem się zachować. Szturchnięcie było złe, chrząknięcia mogła nie usłyszeć, albo zignorować, no to co, pstryknąłem jak ten ostatni buc.
— Wybacz, mogłabyś mi w czymś pomóc? — spytałem z szerokim uśmiechem, co spotkało się tylko ze zmniejszeniem swoich rozmiarów, a za chwilę wstaniem, ale jakoś tak nie do końca pewnie.
— Więc w czym mam pomóc? — Melodyjny głos kobiety łagodnie połaskotał małżowiny.
— Chodzi o to, że winda nie działa, no wysiadła i nie chce się ruszyć. Mogłabyś skoczyć do sprzątaczek, konserwatora, kogokolwiek? Nie chcę tutaj sczeznąć. Proszę, naprawdę ładnie proszę — mruknąłem, nie zdejmując uśmiechu z twarzy i przy okazji żywo gestykulując dłońmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis