Wzrok Przewalskiej wyrażał więcej niż tysiąc słów. Twarze obojga wyrażały więcej niż tysiąc słów i mogły zastąpić całą ich konwersację, bo w sumie na to samo wyszło w obu przypadkach. Wkurwienie, rozczarowanie i zdenerwowanie na drugą osobę, bo jak można być aż tak upartym idiotą. No, a ja tylko dalej robiłem za stojaczek dla Przewalskiego i przysłuchiwałem się wszystkiemu z lekkim, może nieco kpiącym uśmieszkiem.
— Znowu ćwiczyłeś bez rozgrzewki i stabilizatora? — syczała rozjuszona, mordując brata spojrzeniem. — Powiedz tylko, że coś ci strzeliło w tej nodze, a przysięgam, więcej z łóżka nie wstaniesz.
— Kurwa, Wanda, ile razy mam ci powtarzać, że w stabilizatorze wystarczająco się już namęczyłem, błagam no. Nic mi nie strzeliło, po prostu boli.
— Właź kaleko, siadaj na łóżku i po prostu się nie odzywaj — rzuciła, co chyba bardziej było już do mnie, bo i tak musiałem wprowadzić chłopaka i dojść z nim do mebla, na który ciężko opadł.
— Foma, jak inteligentny jesteś, to nigdy się nie nauczysz, prawda? Nie wystarczyło ci raz, do cholery? — Podczas swojego wywodu przegrzebywała kosmetyczkę, szeleściła opakowaniami i najwidoczniej szukała jakiegoś leku, bo przecież chodząca apteka była gotowa na wszystko
— Nie, Wanda, kurwa, najwidoczniej nie wystarczyło — warknął pod nosem, oporządzając swoją nogę i przygotowując ją do zabiegu.
— Ta, bawcie się dobrze — rzuciłem w momencie, gdy nareszcie nastała cisza i mogłem się odezwać. Poklepałem chłopaka po ramieniu, a następnie podszedłem do blondynki. — Lecę do siebie, jak coś, przenieść go, czy oporządzić, to jesteśmy w kontakcie — mruknąłem w stronę dziewczyny, zanim całkiem wyniosłem się z pokoju.
Nigdy nie przepadałem za sprawami rodzinnymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz