Wiedziałem, że na mnie spojrzał, wiedziałem, że nieco się zdziwił, wiedziałem, że wszystko nie wygląda zbyt ciekawie, ale nie reagowałem, jedynie dalej biegłem w zaparte, to wyrzygania płuc, do wyplucia ich z ciała, miałem dość, tak po prostu.
— Jeżeli z naszej dwójki ktoś ma się rozchorować, to zdecydowanie będziesz to ty, ja przynajmniej mam kurtkę, a zakładanie na siebie grubej bluzy w taki deszcz to jak zawinięcie się w coraz cięższy kompres, Oakley — mruknął, na co przewróciłem oczami, bo uśmiech miał identyczny jak siostra i to też potrafiło doprowadzić do szału. — Co, ty też wkurwiony na cały świat i stwierdziłeś, że w sumie to dlaczego by nie pobiegać, bo kto ci niby ma zabronić? — spytał, dalej się szczerząc i dalej utrzymując tempo, które nawzajem sobie nadawaliśmy. Naprawdę się gubiłem i nie wiem, w czym bardziej. We własnych uczuciach i przemyśleniach, czy może rozkminianiu tego, co mi tak właściwie spływa po ciele, deszcz, pot, czy może łzy, które w sumie dobrze się w tym wszystkim maskowały i chyba tego potrzebowałem najbardziej. Ucieczki i zginięcia w tłumie, a szara rzeczywistość była idealna dla takiego szarego Kowalskiego, jakim byłem.
— Można tak powiedzieć — odburknąłem, docierając rękawem do twarzy i ocierając ją lekko.
Chociaż w sumie nie wiedziałem, na co bardziej wkurwiony byłem. Na cały świat, czy może jednak na samego siebie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz