sobota, 21 kwietnia 2018

Dlaczego by trochę nie pobiegać? [10]

No i dotarliśmy. Chłopak zapukał, dziewczyna otworzyła drzwi, a mnie zamurowało, bo ja się pytam, w jakim towarzystwie kręciła się Wanda i czy naprawdę udało się jej tam wpasować. Tej głupiutkiej, malutkiej dziewczynce, która miała jeszcze dziesię... siedemnaście lat, kurwa. Kiedy ona tak wyrosła?
— Nie, Niva, nie dam wam się bzykać w moim pokoju — oświadczyła Renne i, och, błagam, ja sobie naprawdę poradzę sam, nasmaruję nogę maścią tygrysią i w końcu przejdzie samo.
Prawda?
Weszliśmy przez drzwi, mijając przy tym opierającą się o framugę drzwi czarownicę, a niebieskowłosy machnął ręką na łóżko, co chyba miało zasugerować mi, żebym usiadł, a więc zrobiłem to posłusznie, bez gadania, bo i po co. Spojrzałem niepewnie na dwójkę ludzi, nie do końća wiedząc, co dalej ze sobą począć.
— Poszliśmy biegać i coś mu strzeliło w nodze. Mówił, że kiedyś tam zerwał ścięgno, więc wiesz — rzucił Oakley do dziewczyny, która uważnie lustrowała mnie swoimi żółtymi oczami. A może one były zielone?
— Słuchaj, to, że cię raz z chlamydiozy wyleczyłam, nie robi ze mnie świętego Kosma — oświadczyła, a mnie już po raz kolejny wmurowało. Chlamydioza? Czy to to, o czym myś... —  Dobrze, dobrze, już lecę, kochasiu. — Podeszła do mnie. — Zachowujesz się ostatnio, jakby ci kołek w dupę wepchnęli, albo od dawna tego nie zrobili. To która nóżka?
— Lewa — odpowiedziałem szybko i krótko, bo chyba nie chciała słyszeć biografi całego mojego życia. — Przy kostce. No.
Opuściłem wzrok, zaczynając bawić się swoimi palcami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis