sobota, 7 kwietnia 2018

Dlaczego by trochę nie pobiegać? [1]

Kurwowanie na lewo i prawo, krzyk, płacz, zgrzytanie zębów i Kumar, który zerkał na mnie jak na opętanego, już nawet nie kwapiąc się na to, żeby jakkolwiek mnie udobruchać. W końcu Oakley wlazł w fazę „Spierdalaj albo cię zapierdolę, upierdolę łeb, spierdolę życie, albo cokolwiek z członem pierdolę”. Jego nieporadne unoszenie rąk, mój wrzask i ciskanie płomykami z palców, a wszystko zwieńczone złotym językiem, który koniec końców nie mógł już się powstrzymać i po prostu wygarnął mi wszystko, co myśli.
A ja wtedy po prostu nie wytrzymałem i ze łzami w oczach wyparowałem z pokoju, bo już absolutnie nikt mnie nie rozumiał i nikt nie potrafił mi pomóc i wszyscy byli pieprzonymi egoistami, a już szczególnie ten pierdolony Hindus, jebana karykatura przyjaciela.
Nawet nie starałem się porządniej przygotować, rozciągnąć, cokolwiek.
Biegłem jak nienormalny, jak zawsze, zresztą. Jednak tym razem bez słuchawek, w głuchej ciszy przerywanej tylko i wyłącznie dźwiękiem agresywnie obijającego się o wszystko, co tylko napotka, deszczu.
Oddech był szybki, głośny, niebieskie kudły mokre i już nawet nie wiedziałem, jaką ciecz miałem na policzkach, bo opcje były dwie.
I nawet jeśli to wszystko zawsze mnie odprężało i pomagało, tak teraz dalej znajdowałem się w czarnej dupie, bo absolutnie nie potrafiłem okiełznać tego wszystkiego, co burzyło się w środku, wirowało, masakrowało dosłownie każdą rzecz, która stanęła tej dziwnej sile na drodze.
Chlupało mi w butach, bluzę szło wykręcić, tak samo spodnie, a sam prawdopodobnie wyglądałem jak topielec.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jednak nie byłem jedynym szaleńcem, który biegał w taką pogodę i napotkałem nikogo innego, jak starszego brata jednej z moich mar nocnych, która z radością sadowiła się na mojej klatce piersiowej i nie pozwalała zasnąć.
— Rozchorujesz się — zacharczałem ze zdecydowanie zbyt dużą ilością nagromadzonej w jamie ustnej śliny. Nawet nie wiem, kiedy zrównaliśmy tempa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis