Krzysiu naprawdę był amatorem atencji i dla chociaż odrobiny uwagi wydawać by się mogło, że byłby w stanie zatańczyć kankana, żonglując nożami i połykając przy okazji ogniste pochodnie, co patrząc na jego budowę ciała, pewnie nie skończyłoby się zbyt dobrze. No, chyba że mutantem był w każdym calu i wszelakie zabawy dostarczające adrenaliny nie były mu straszne.
— Szczerze nie wiem, Mińsk nie wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie, wypisując mi pozwolenie na ogromnego żuka, a na papiery o motylarnię nawet nie zerknął — odparła, stukając butem o podłogę i nie ukrywając swojego niezadowolenia tym faktem, a ja pokiwałem głową, bo co jak co, ale dyrektor do najbardziej zaangażowanych we wszelakie akcje nie należał i gdyby mógł, to by chyba pozbawił nas praw do jakichkolwiek przyjemności. Zdziadziały facet, który trzepie sobie do Mody Na Skrzydła, ot co. — Co do jego wyrazu twarzy, jeżeli masz wystarczająco dużo wyobraźni, to zobacz jej oczyma minę "Dajcie mi się czegoś napić. Ja pierdolę, kogo ja właściwie uczę? O czym ta smarkula do mnie mówi?" połączone z "Daj mi umrzeć, Stwórco" i "I po co się garnąłem na stołek dyrektorki do tych bachorów?" — Przytaknąłem, bo chyba doskonale znałem już ten wyraz twarzy, mimikę faceta i co to tam jeszcze można dookreślić. Wystarczały dwie wizyty w gabinecie, by zapoznać się z nią bardziej niż dobrze.
— Standardowy wyraz twarzy, nie masz co się martwić, a do tego bardzo ładnie go opisałaś, nie ma co — parsknąłem, zakładając ręce na piersi. — Przynajmniej tyle dobrego, że ci pozwolił trzymać tego jakże przyjemnego towarzysza, ma jednak resztki jakiegoś tam człowieczeństwa — prychnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz