niedziela, 14 stycznia 2018

Czarny jak wiersze Kobrovej i włosy Dextera [6]

— Powiem tak... — mruknął — Nawet nie wiadomo, czy Kobrova była Kobrovą, to przydomek nadany przez jakieś tam stowarzyszenie, nieważne. Dążąc do sedna, znaleźli jakiś dziennik w opuszczonej wiosce na Syberii, przeczytali, okazało się, że to wiersze i całkiem dobre, no więc ładnie wszystko oprawili, przygotowali i opublikowali — odchrząknął, uciekając wzrokiem. Czyżby miał z nią jakąś głębszą więź, może coś z rodziną? Albo może po prostu nie lubił o tym opowiadać? — No więc, no... Możemy tylko się domyślać i mieć nadzieję, że takiego strasznego życia nie miała. — Ściągnęłam brwi. To wszystko? A więc Kobrova nawet nie musiała być kobietą i nie musiała się nazywać Kobrova? Przecież to strasznie smutne. Zapatrzyłam się za okno, spoglądając na słońce i kwitnące drzewa. Wszystko wyglądało tak pięknie.
— Czyli musimy po prostu tolerować doceniać jej sztukę, nie wiedząc, kto ją napisał i kim jest? — Odwróciłam w ręku tomik, który oprócz autora nie miał nic napisane na okładce. Żadnych wyjaśnień, nagród, opinii, jak to często bywało z innymi autorami. Spojrzałam na Fomę, który również się zamyślił, i chyba zapomniał, że siedzę naprzeciwko niego, bo znowu miał te zmarszczki na czole. — Na pewno wszystko dobrze? Wyglądasz na trochę przygnębionego. Jak chcesz, mogę pójść po herbatę — zaoferowałam. W końcu mi zawsze pomagała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis