poniedziałek, 18 czerwca 2018

Wprowadzenie: Rosalie [0]

Rosalie Emerald miała bardzo ładne imię, bardzo ładną twarzyczkę, ale to niczego nie zmieniało, bo i tak byłem wkurwiony jak cholera, po kolejnej kłótni z Diaskro wypalając chyba już czwartego szluga ze świeżutkiej paczuszki. Jeszcze znajdę blondynkę, wcisnę jej te blond kudły do pieca i będę patrzeć, jak powoli zajmują się ogniem. Niech płonie, dosłownie, niech wszystko dzisiaj płonie. Byłem jebanym arystokratą, miałem możliwości, szanse i chęć, żeby w sumie praktycznie mieć świat u kolan, a zamiast tego siedziałem w jakiejś zasranej akademii, nie wiedząc jak, gdzie, co i dlaczego, a w dużej mierze szukałem tylko wolnej chwili, aby zwiać, zapalić i poudawać, że wszystko z powrotem gra. Do domu wrócić nie mogłem, matki i tak nie było, drzwi pewnie zostawiła zamknięte, klucza nie miałem, zresztą ten cholerny budynek zawsze był dziki i otwierał się w zależności od swojego humoru, a po moim ostatnim wybryku z mazaniem farbą po ścianach nie wątpiłem, że drzwi będą stały przede mną otworem.
— Na co mi to, kurwa, wszystko było — wymamrotałem sam do siebie, rzucając papierosa na ziemię i depcząc go czubkiem buta. Rozejrzałem się wokoło, wciskając zmarznięte dłonie w kieszenie, byle tylko odrobinę się ogrzać. Uwielbiałem ciepełko, a temperatury panujące na dworze nie należały do moich ulubionych. Rose, Rose, gdzie ty się podziewasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis