poniedziałek, 18 czerwca 2018

Już skończyliście? [3]

Nivan od dawna nie był szczęśliwy. Nivan od dawna szczerze się nie uśmiechnął. Nivan od dawna nie tlił się tym swoim naturalnym, powiązanym z mocą ogniem. Nivan od dawna po prostu nie był Nivanem. A w szczególności gasł, gdy ten tutaj, który śmiał zakłócić nam nasz przenajświętszy spokój, przypałętał się i zagarnął to naiwne, głupie, pragnące czułości dziecko na lipne cukierki i dwa przytulasy.
A wiadome było, że nie da mu nic poza tym, a jedynie wpędzi go w jeszcze większy dół mentalny i zasieje zalążki łez w tych i tak wystarczająco smutnych oczach.
— Lub po prostu uciekł z pokoju, bo znowu na niego nawarczałeś — mruknął, a ja prychnęłam, gdy zobaczyłam, że ten skurwiel śmie wyliczać na swoich krzywych paluszkach tak właściwie cokolwiek. — Lub pociesza ryczącą Przewalską, bo z tego co wiem, znowu ktoś zrobił jej kuku. — Puścił oczko w stronę Hindusa, który tylko zmarszczył brwi, najwidoczniej nie łapiąc w sumie, o co może mu biegać i naprawdę, Yamir czasami był debilem, kochanym, ale jednak debilem, który nie rozumie, co się wokół niego dzieje i co czują do niego ludzie. Wyszedł na chuja? A i owszem, jednak nie zdawał sobie z tego sprawy. Oczywiście, to go nie usprawiedliwia, no ale i tak. — Lub po prostu wyszedł na fajkę. Lub po prostu jakoś się minęliśmy. Bo, jak widzicie, nie, kurwa, nie siedzi u mnie — syknął, jak popsuta zabawka z Tesco, która powinna drzeć mordę po naciśnięciu.
— I jak widzisz, nie siedzi tutaj, więc mógłbyś z łaski swojej w końcu wynieść się z tego pokoju i zostawić nas, jak i Niva w spokoju, co ty na to? — Warknęłam, stukając paznokciami o kolano, szybko, niespokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis