wtorek, 26 czerwca 2018

Wprowadzenie: Coppélia [7]

Mrugnęłam zdziwiona i przymknęłam powieki, zamyślając się, jednocześnie przysłuchując się wypowiedzi Renee. No tak, miejsce, „gdzie wszystko chciało cię zabić”, jak to określił Gapcio. Pomińmy to, że jego tylko podłoże i wszystko, co stało na jego drodze chciało zabić, a ja nie potrzebowałam pomocy, ze śmiercią byłam już umówiona i miałam nadzieję, że grzecznie i punktualnie przyjdzie, chociaż jeżeli się spóźni, to nie będę narzekała. Tylko niech nie przychodzi za wcześnie.
Westchnęłam cichutko, gdy do moich uszu dotarły informacje o pielęgniarzu. Trudno, o siebie sama umiałam zadbać, najwyżej leki trzeba będzie samemu ogarnąć. Notowałam w pamięci nazwiska podawane przez dziewczynę.
— A przed kim mogę nie uciekać i normalnie zagadać, bez strachu o to mą małą egzystencję? — spytałam, unosząc kącik ust w krzywym, lekkim uśmiechu. — I czy powinnam zaopatrzyć się w jakąś broń? Na przykład kij? Chociaż nie. Prędzej sama sobie bym zrobiła krzywdę, niż komuś innemu — wymruczałam ostatnie zdanie cichszym tonem i przewróciłam oczami. Złośliwy chichot rozbrzmiał w moich uszach. Powstrzymałam ułożenie ust w podkówkę z niezadowolenia i machnięcie dłonią, jakbym chciała odgonić natrętnego komara.
Czasami przeklinałam, że moją zdolnością nie były bariery fizyczne, jednak nie mogłam narzekać w porównaniu do Yevgeniego. Zawsze miałam coś i bywało nawet użyteczne, acz nigdy nie miałam jakiś większych zatargów czy starć z osobami posiadające moce psychiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis