poniedziałek, 18 czerwca 2018

Nasza zima zła [10]

— Hm? — mruknięcie, mrugnięcie i spojrzenie w stylu „Czekaj, Hope, co ty do mnie mówisz?” nieco mnie rozbawiło i postawiło w pozycji, która mówi, że zdecydowanie raczej sama nie ma o tym większego pojęcia. — ...To jest dobre pytanie — odparła z tonem godnym greckiego filozofa, żeby nie czekając ani chwili dłużej, rzucić wszystko w siną dal i rzucić się z błyskiem w oczach do plecaka, szukać, badać i liczyć, bo widocznie zabiłem jej jakiegoś tam gwoździa i rzeczywiście postawiłem ciekawe pytanie.
— Nie doliczysz się, Jaśmin. — Parsknąłem śmiechem, gdy Misiek postanowił dorzucić swoje trzy grosze, ponownie wychylając się z góry pościeli, koców i innych rzeczy do przytulania w wyrku, czy na kanapie, a po chwili ponownie w nich zniknąć, gdy kobieta odpowiedziała tylko wystawieniem mu języka i naprawdę, dużo ludzi tu dalej było dziećmi. Wspaniałymi, cudownymi dziećmi wprowadzającymi porządny powiew świeżości do zgrzybiałego społeczeństwa i zrzędliwego świata.
— Powiedzmy, że bardzo dużo. A co? Chcesz je wszystkie wypróbować? Nie wiem, czy starczyłoby nam czasu. I miodu. I kombinacji mieszanek, bo jeżeli chcesz wszystkie wypróbować, to dużo połączeń jest dość obrzydliwe w smaku.
— Nie, po prostu czysta ciekawość. Na taką ilość to by raczej i życia nam nie starczyło, o wieczorku nie mówiąc — parsknąłem śmiechem, ogrzewając nieco zmarznięte dłonie o filiżankę. — Nie łapiesz się przypadkiem na jakiś rekord? Sporo tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis