środa, 20 czerwca 2018

Czy już jestem Ofelią? [6]

— Wanda. — Kolejny raz wypowiedział moje imię, a ja kolejny raz zadrżałam, gdy podniósł moją głowę za podbródek i spojrzał się tymi ciemnymi oczami prosto w moje. Pociągnęłam nosem, po czym skrzywiłam się nieznacznie (jakbym już nie była skrzywiona do bólu), bo przecież nie wypada i to takie. No. — Nie chcesz, żeby było dobrze. Chcesz, żeby było lepiej, a to jest zwykle wrogiem dobrego — mruknął, niby łagodnie, niby miło, ale jednak stanowczo, a ja uciekłam wzrokiem, bo może i miał rację. — Co ci się znowu przytrafiło to tam, złamane serce to dopiero początek, a ty się przejmujesz, jakby pół świata się zwaliło. A to ty czyjąś tam miłość odrzuciłaś? Jakieś wycieczki do klasztoru planujesz Głowa do góry, popraw makijaż i wracaj na salony. Świat nie jest miłym miejsce, Wandziu, jeżeli już cię złamał, to się martwię, co tobie zrobią, jak wyniesiesz się z AWU. — Potarł kciukiem mój policzek, a ja tylko westchnęłam, przymknęłam na krótką chwilę oczy, po czym zdjęłam swoją dłonią jego palce z mojej skóry.
Wyprostowałam się, odchrząknęłam, choć łzy dalej lały się strumieniami, czkawka przeszkadzała, a nos był zatkany.
— Gdzie rzuciłeś maść? — zapytałam cicho, rozglądając się po pokoju i pociągając nosem, już nawet nie zwracając uwagi na kulturę osobistą, bo to chyba nie był na to dobry moment.
Po chwili zauważyłam to małe, plastikowe pudełeczko, które znalazło się tuż za nami, sięgnęłam po nie i podniosłam wieczko. Kolor trochę przypominał ten od maści propolisowej (nie żebym narzekała, martwiłabym się, gdyby wyglądał inaczej), zapachu nie było, tyle dobrego, że w pewnym momencie udało mi się zniwelować ten nieprzyjemny odór.
Ponownie odchrząknęłam z poważną miną, spoglądając na Hopecrafta i wyciągając w jego kierunku dłoń.
— Poproszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis