środa, 20 czerwca 2018

Już skończyliście? [16]

W sumie to nie spodziewałem się widzieć płaczącej Renee, uśmiechającej się chłodno przez łzy.
Tak jak nieprzytomnego Nivana na haju, ale to z tych dwóch chyba było bardziej prawdopodobne.
Nie spodziewałem się również tego zawistnego spojrzenia, w sumie nie do końca wiem za co. Ale to po prostu była Illene i chyba powinienem to zignorować.
— Byłby, byłby, kurwa, o wiele szczęśliwszym i normalniejszym Oakleyem, jak kiedyś, bo był taki, bo potrafił i się spierdoliło — jęknęła, chowając twarz w swoich dłoniach, a ja po prostu spoglądałem na nią dosyć nieprzytomnym wzrokiem, bo skąd ja to kurwa mogłem wiedzieć, a raczej, przecież większość dzieciaków miało te chwile beztroski i nieprzejmowania się niczym. Ale dzieciakiem nie było się przez całe swoje życie, czas pędził nieuchronnie, nawet jeżeli czasami można było go oszukać. — Powiem ci teraz inaczej, Walsh, zostaw go i spieprzaj od niego, nie dlatego, że zrobisz mu krzywdę, wręcz przeciwnie. Bo to on wykrawa ci trzewia, wypruje żyły, czy cokolwiek innego, na serio, nie ściemniam, kurwa.
Westchnąłem głośno, podnosząc się do góry i spoglądając na swoje stopy, dalej ze zmarszczonym czołem, które powoli zaczynało boleć.
— Mogę zapalić? — zapytałem, wyjątkowo cicho jak na siebie, bo przecież tego właśnie wymagała jakakolwiek kultura. — Wracając, Renee, jak bardzo bym chciał to zrobić, to słuchając się ciebie, zranię Oakleya, czytaj, okażę się takim chujem co zawsze, wyjdzie na twoje, a i tak w sumie to obaj skończymy w cudzych łóżkach, byleby zapomnieć, ewentualnie w jakimś tanim barze rycząc do kieliszka, bo byliśmy idiotami. Błędne koło, z tej sytuacji nie ma wyjścia, konflikt tragiczny — podsumowałem, podchodząc do okna i wyglądając przez nie. — Zresztą, wszyscy jesteśmy masochistami i nawet nie staraj się zaprzeczać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis