— Ale po prostu nie chcę być tylko dla siebie — szepnęła, ale w praktyce dalej płakała, zalewając się rzewnymi łzami, a ja wciąż niewiele mogłem na to poradzić. Co powiedzieć, co zrobić? Ostatni raz dziecko musiałem uspokajać z dobre osiem lat temu? Chyba po raz ostatni, gdy kolejny eksperyment w naszym ówczesnym gronie nie wyszedł i Heather zaczęła ni stąd, ni zowąd ryczeć.
— James, jak bardzo już szalona jestem i jak bardzo blisko mi do Ofelii, i dlaczego mi się to przytrafiło, co ja tym ludziom zrobiłam — jęczała znowu. Doświadczenia w tym (pocieszaniu gawiedzi, plebsu) większego nie miałem, z rozumieniem w czym problem podobnie. Owszem, nieco się w życiu dziewczyny musiało pozmieniać, ale ja się tu spodziewałem jakiś wielkich dramatów, a tu nagłe odniesienia do Ofelii i chęć uczynienia wszystkie dobrym... — Ja tylko chcę, żeby było dobrze, czy to za dużo?
— Wanda — westchnąłem cierpko, chwytając jej twarz w donie i unosząc nieco podróbek dziewczyny. Starałem się przy tym nie dotykać jej zbyt mocno, przynajmniej na części dłoni zaczynając tworzyć iluzję. — Nie chcesz, żeby było dobrze. Chcesz, żeby było lepiej, a to jest zwykle wrogiem dobrego — powiedziałem łagodnie, chociaż powoli dawało się w tym odnaleźć szorstkie nuty. — Co ci się znowu przytrafiło to tam, złamane serce to dopiero początek, a ty się przejmujesz, jakby pół świata się zwaliło. A to ty czyjąś tam miłość odrzuciłaś? Jakieś wycieczki do klasztoru planujesz Głowa do góry, popraw makijaż i wracaj na salony. Świat nie jest miłym miejsce, Wandziu, jeżeli już cię złamał, to się martwię, co tobie zrobią, jak wyniesiesz się z AWU — kontynuowałem, trąc powierzchnią kciuka o lewy policzek dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz