Ile tu już przetrwałem? Trzy lata? Cholera, cztery lata, jak wlazłem w swojej musztardowej puchówce w szkolne życie, jak nienawidziłem jeszcze swoich łap i ogona, a tu proszę. Trzecia klasa już za mną, czwarta właśnie czekała na mnie z rozłożonymi ramionami i losie, czy ja naprawdę miałem już dziewiętnaście lat?
A to znaczyło, że może teraz dowiem się nareszcie, co tak właściwie mi się stało, kim jestem i dlaczego tym jestem. Całe lato ociągałem się z Jonaszem albo pracowałem i średnio miałem czas na zagłębianie się w takie pierdoły.
Pożegnałem się ze współlokatorem, poklepałem go po plecach i cicho miałem nadzieję na to, że nie zdecyduje się zmienić naszego mieszkania w pobojowisko w ciągu kolejnych kilku, kilkunastu miesięcy, jak będę siedział na uczelni.
Cieszyłem się, że udało mi się odnowić kontakt z Konarskim i zamieszkać razem z nim na naszym małym miejskim padole, gdzie ojciec mi już nie groził, a po matce słuch już dawno zaginął. Bez skrupułów określałem się mianem sieroty. Rodzice dla mnie nie istnieli.
Potrzebowałem jeszcze spotkać się z Pelagoniją, ale zdecydowanie wizyta u niej jakoś mi się odwlekała, gdy lawirowałem między klasami i biblioteką, bo chciałem jednak wykorzystać ten rok i kolejne tak dobrze, jak tylko mogłem. Nie było już bowiem wsparcia finansowego od nikogo i musiałem jakimś cudem złapać tyle, ile mogłem, a potem znaleźć w wakacje, a może nawet i teraz, dobrze płatną pracę. Dobrze płatną, czytaj, byle starczyło na czynsz i suchy chleb dla konia.
— Sofia? — rzuciłem, gdy zawitałem finalnie w bibliotece, a przechadzając się między półkami, zastałem zaczytaną brunetkę, która nie kwapiła się ruszyć do wygodnego, miękkiego, może nieco skrzypiącego, fotela. Zamiast tego, obrała sobie ziemię, opierając się plecami o regał.
Podskoczyła szybko, zerknęła na mnie, a już za chwilę stała wyprostowana jak drucik, przecierając dłońmi materiał beżowej, czy tam kremowej sukienki.
— To, yy, jak tam? Udało ci się znaleźć jakieś informacje? O rasie w sensie? — spytała nagle, na co parsknąłem śmiechem, szczególnie że nieco zawstydzona nastolatka, zaczęła namiętnie interesować się podłogą. Dopiero po dłuższej chwili podniosła na mnie oczy zbitego psiaka i uśmiechnęła się.
Parsknąłem jeszcze radośniejszym śmiechem, a ogon zadowolony zamiótł podłogę.
— Nie, jeszcze nie, niestety. Nie było się, kiedy za to zabrać, ale dziękuję, że pytasz — odparłem łagodnie, unosząc delikatnie kąciki ust. — A u ciebie? Co słychać? Nie wolałabyś usiąść na czymś, co jest wygodniejsze, niż podłoga, plecy cię nie bolą? — zapytałem z troską, zerkając ukradkiem na okładkę książki. — No i jak ci wakacje tam minęły, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz