Jako że było dzisiaj wyjątkowo cieplutko, zdecydowałam się wyjść na spacer, a nogi automatycznie zaprowadziły mnie do dużego czerwonego, ceglanego budynku, zwanego też biblioteką. Wybrałam książkę (na szczęście w tym roku była nowa dostawa, więc miałam znowu co czytać), schowałam ją pod bluzę i wyszłam zdecydowanym krokiem na dwór, rozglądając się dookoła, czy nie widzę nigdzie ducha. Przecież to nie jest kradzież, jak ją zwrócę. A zwrócę na pewno, tylko czytanie jej w środku, w tym zaduchu, nie było zbyt przyjemne. Wybrałam sobie wygodne miejsce na trawie, w cieniu pod drzewem i zaczęłam czytać. Niestety, po raptem paru stronach zaczęło grzmieć, a chwilę potem z nieba zaczęły lecieć ciężki krople. Schowałam znów książkę i uciekłam do środka, bo chociaż mogłam zabrać książkę z biblioteki, to moczenie jej było już przesadą.
Szłam do swojego pokoju, gdy mijając kuchnię, poczułam cudowny, piękny zapach gorzkiej czekolady. Stanęłam, a potem szybko wskoczyłam do kuchni i rozejrzałam się dookoła. Prawie nikogo nie było, kucharki gdzieś się podziały, ale przy kuchence stał Foma, mieszając intensywnie coś w garnku. Po szybkiej analizie stwierdziłam, że jest to gorąca czekolada.
— Cześć — powiedziałam, gdy już wszystko obejrzałam. Odłożyłam książkę na blat i poszłam do szafki z kubkami. — Robisz czekoladę? — spytałam z uśmiechem i dostawiłam swój kubek, wiedząc, że więcej nie muszę dodawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz