piątek, 4 maja 2018

Kochanie przestań ryczeć [0]

James był bezpieczny.
Był bezpieczny w ten prosty, drobniasty sposób, który sprawiał, że policzki same się czerwieniły przy nim (ze złości oczywiście), serce puchło, w klatce piersiowej pojawiał się miażdżący uścisk.
James był bezpieczny, bo wiedział, czego chce i jak to osiągnąć. Zrobił kilka rozrób fakt, ale w rzeczywistości nic nie można mu było zarzucić. Po prostu trwał, zdobywał punkty, kręcił się w dziwnym towarzystwie, ale jakoś wszyscy wiedzieli, że to tykająca bomba zegarowa.
Nie używał swojej mocy, praktycznie wcale. Jedynie czasem, gdy oddechy mieszały się ze sobą, spocone ciała uderzały jedno o drugie... Cienie kręciły się dziko na tle ścian, które zresztą również zmieniały kształty. Podłoga stukała, chociaż nikt po niej nie chodził. Zegar zatrzymywał się, mimo dźwięku tykania.
Wtedy pojawiał się ten rzadki przebłysk czułości, dotknięcie policzka, złączenie warg, spojrzenie w oczy, uśmiech, który sprawiał, że kolana miękły.
A potem przypomniałam sobie, że to przecież nic nie znaczy. Może tak nawet było lepiej. Tylko nadal nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak fukałam na niego, gdy krążył tęsknym wzrokiem za Vene.
Ja zaproponowałam ten układ. Przecież nie powiem mu nagle, że zasady się zmieniły, ale nie przeszkadzało mi to chociaż w myślach wbijać szpilki w ciemnowłosą wersję GPSu.
I zamyślac się w czasie złości, wracając marszem do pokoju, żeby zatrzasnac drzwi, powrzeszczeć w poduszkę i...
Najwyraźniej zaryć głową w Adama.
— Przepraszam — mruknęłam tylko mało przyjaznym tonem, nawet na niego nie patrząc, ruszając z powrotem w drogę, zanim wybuchnęłabym płaczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis