piątek, 4 maja 2018

Wanda, nawet nie próbuj [2]

Jeszcze chwila, a miałem wrażenie, że dziewczyna zaraz bezpardonowo po prostu zostanie wypchnięta przeze mnie z mojego pokoju, w którym zdecydowanie czuła się zbyt pewnie i za dobrze. Podniosłem się z łóżka, również prostując się dumnie (tak samo jak ona) i prawdopodobnie osoba, która obserwowałaby całe zajście z boku, stwierdziłaby, że na przeciwko siebie stoi ta sama osoba, po prostu z dwóch różnych światów.
Och, w sumie to bym się nie zdziwił.
— Więc czego tu, kurwa, szukasz? — warknąłem, zdecydowanie poirytowany całą tą jej postawą, tymi rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, dumą i tym okropnym błysku w jej oku. — Oj tak Wanda, już pędzę, aby puścić ciebie samą w barze, bez nikogo, kto przynajmniej ma jakiekolwiek doświadczenie, bo po co, wolę przecież, żebyś zostawiła gdzieś swojego jakże wytwornego drinka, a jakiś zboczeniec dodał ci GHB, w sumie, dlaczego by nie. — Ta rozmowa szła w coraz gorszym kierunku i chyba oboje to wyczuwaliśmy, a ja westchnąłem ciężko, bo chyba nie miałem zbyt dużego wyboru. A może i miałem, ale w pewnym stopniu rozumiałem desperację Wandy. — Niech ktoś da ci spróbować alkoholu tutaj, na bezpiecznym terenie, gdzie masz w pewnym stopniu pewność, że nie znajdziesz się w wannie bez jednej nerki. Możesz się upić, możesz wymiotować, byleby w zaufanym towarzystwie, które nie zostawi ciebie na lodzie i nie będzie robić sobie niewiadomo jakich jaj. Wypróbuj na początku swoją głowę i tolerancję, później możesz gadać o wyjściach do klubu. Stoi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis