Zdecydowana większość naszych spotkań przebiegała w towarzystwie herbaty. W sumie chyba miałam tylko jeden poważny odwyk podczas szkoły, inaczej by mnie dziadek zarypał. W tym roku powinnam lepiej uważać.
— Witaj, Pelagonijo. Z wielką przyjemnością, jak zawsze, zresztą — odparł, zajmując miejsce obok i niewiele czasu minęło, a w jego łapkach znalazła się filiżanka z gorącym naparem. Gdy upił łyk, zdążyłam tylko powiedzieć, nieco za późno właściwie, żeby się nie oparzył. — Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem. Pozwolisz, że spytam, jak minęły ci wakacje?
— Też tęskniłam, Hortensjo. — Uśmiechnęłam się szerzej z ustami przy krawędzi filiżanki i machnęłam nogami, zastanawiając się nad odpowiedzią. Amigo poruszył się niespokojnie na moich ramionach, po czym zaczął zgarniać białe kosmyki z twarzy. Szaliczkowaty fryzjer.
— Na porządkowaniu rzeczy, pisaniu listów, pielęgnowaniu kwiatów i... — Przeciągnęłam samogłoskę, zastanawiając się, co jeszcze robiłam. — ...I chyba tyle. Całkiem w porządku, chociaż bywały gorsze chwile. A tobie? Wszystko w porządku? — spytałam, powoli obracając się w jego stronę i wlepiłam w niego spojrzenie, zadzierając odrobinę głowę, żeby móc mu spojrzeć w twarz. Postukałam palcami o ławkę, wystukując szyfr, który wałkowałam ponownie przez wakacje, jakbym się bała, że jeśli nie będę go używać, to go zapomnę. Właściwie tak było.
— Uwierzyłbyś, że poznaliśmy się cztery lata temu? — spytałam nagle, a mi zrobiło się troszkę zimno i poprawiłam szaliczek, mimo że tym razem nie chował się w nim Wallie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz