— Tylko się tam nie zabij — rzucił żartobliwym tonem, na co pozostało mi tylko prychnąć niby to oburzony, niby rozbawiony, odsuwając papierosa od ust.
— Postaram się — odparłem równie rozemocjonowany co on, wypuszczając tym i przenosząc przy okazji ciężar ciała na prawą nogę. Ogon zadrżał, gdy ukochany śmiech rozbrzmiał w słuchawce.
— Nie, naprawdę, uważaj na siebie, dobrze? — spytał już nieco poważniej, na co wyrzuciłem peta i przygniotłem go otuloną w nowego buta łapą.
— Dobrze, będę.
Rozłączyłem się z porządnym bólem pikawy, bo jednak grzechem było nie tęsknić za Konarskim, który tak bardzo dbał o dosłownie każdy aspekt mojego życia. Uśmiechałem się jeszcze chwilę, patrząc na ekran telefonu, po czym wcisnąłem go do tylnej kieszeni spodni bez większych ceregieli i zdecydowałem się wrócić wreszcie do placówki, bo siedzenie w mieście i palenie papierosa za papierosem zdecydowanie nie wyjdzie mi na dobre.
A gdy już znalazłem się na dziedzińcu szkolnym, zauważyłem moją drogą, białą dziewczynę, która machała do mnie raźnie, wprawiając przy okazji T-shirt z Kubusiem Puchatkiem w ruch. Parsknąłem śmiechem, zmieniając tor i kierując się na dziewczynę, chociaż powinienem już chyba mówić o niej per kobieta.
— Witaj, Hortensjo. Herbatki? — Oczywiście, czego innego mógłbym się spodziewać, jak nie herbaty? Pokiwałem żwawo głową.
— Witaj, Pelagonijo. Z wielką przyjemnością, jak zawsze, zresztą — odparłem raźnie, zajmując miejsce obok dziewczyny i po krótkim ogarniaczu, chwytając z niecierpliwością filiżankę. Upiłem łyk i chociaż była gorąca, to o losie, przyjemność w płynnej postaci. — Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem. Pozwolisz, że spytam, jak minęły ci wakacje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz