Mruczał jak małe kocię spragnione czułości, a ja na taką reakcję musiałam po prostu uśmiechnąć się leniwie, bo, och, przecież to było urocze. Przy okazji przez głowę przeszła szybka myśl, że Yamir chyba powinien rozczesać swoje włosy, ale o tym raczej powinnam wspomnieć później.
Zerknął na mnie kątem oka, połowę swojej twarzy dalej chowając w dosyć potężnej poduszce, tej jedynej, ulubionej przeze mnie, bo była idealna.
— Ostatnio zasypiam wcześniej i nie ma poprawy — oświadczył z ewidentnie słyszalnym oburzeniem, a mi pozostało pokręcić głową i uśmiechnąć się szerzej, ponownie poruszając dłonią na jego głowie. — I nie, dziękuję, ale raczej nie skorzystam, przyszedłem do ciebie, nie do łóżka — zamruczał i, och, ja wcale się nie zarumieniłam jak trzynasto czy czternastoletnia dziewczynka.
Wściubiłam własną twarz w materac, próbując uciec od nagle palącego, ale dalej przyjacielskiego oczywiście, wzroku.
I nawet nie zauważyłam, po prostu umknęła mi chwila, w której oddech chłopaka się troszkę uspokoił, zwolnił, on przestał kopać nogami i zaczął troszeńkę pochrapywać.
Parsknęłam cicho śmiechem, ostatni raz przejechałam dłonią przez jego poplątane włosy, po czym zabrałam ją, zahaczając przy tym o policzek. Westchnęłam, podniosłam się i podeszłam do biurka, by wziąć książkę, bo chyba nic innego do roboty nie miałam.
Położyłam się obok chłopaka, zaczęłam czytać i nawet nie zauważyłam, kiedy przeleciała ta jedna godzinka czy dwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz