— Ale ty zawsze wszystko w ciemnych barwach musisz widzieć, Przewi — podniosłam prawą brew, słysząc, najwidoczniej, moje nowe przezwisko — przez no dajże spokój, nie umrę, to tylko katar. Nieleczony trwa tydzień, leczony siedem dni, jak to mawiają, więc większego sensu nie widzę. — Prychnęłam z nieskrywanym oburzeniem, bo niby tak mawiali, niby tak się twierdziło, a później głupi katar przemieniał się w jakąś poważną chorobę, a ja przecież nie chciałam, żeby stało mu się coś poważniejszego. Nie chciałam, by komukolwiek stało się coś poważniejszego. — Od olejków mam migreny i naprawdę, nie trzeba, pokicham, poprycham i tyle — mruknął, po czym opadł na łóżko bez energii i schował twarz. — A na herbatę nie mam ochoty.
Westchnęłam ciężko, siadając na materacu i spoglądając na chłopaka z politowaniem.
— Oj, już nie bądź taki — mruknęłam pod nosem, kładąc się obok niego. — Nie chcę mieć nikogo na sumieniu, a mam wrażenie, że zaraz będę mieć, weź przynajmniej tę cholerną witaminę C, napij się wody i dam ci święty spokój, obiecuję.
Ale przecież wszyscy wiedzieliśmy, że do tego dojdzie jeszcze chłodny kompres, herbata, kilka kropelek olejku na noc (tak na wszelki wypadek, by mi się jeszcze nie udusił podczas snu, a raczej tuż po obudzeniu). No i waciki nasączone rumiankiem. Na zaropiałe oczy, zawsze pomagało.
— Hm? — mruknęłam, trącając go palcem w żebro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz