Przewróciłem oczami na uwagę o łaskotaniu. No, przynajmniej tylko syknęła, a nie dostałem po łbie, jak to już niejednokrotnie zdarzało się w przypadku pewnej osoby i nie myślcie sobie, że tylko będę po nim jechać i psioczyć, jaki to ja niewinny, a on agresor. Obaj nadeptywaliśmy sobie na coraz większe odciski, chociaż i tak Oakley ostatnimi czasy przeginał pałę, a to, jak emocje nim szarpały, było wręcz zatrważające.
Bo potrafił wydrzeć się o byle co i rzucić w moją stronę jedną ze szklanek, które podwaliliśmy ze stołówki.
Dziura na ścianie pamiętnie wspominała potężny zamach rozjuszonego nastolatka, a ja dalej miałem w głowie ten, niebezpieczniejszy niż zwykle, błysk w niebieskim oku i chyba wtedy zrozumiałem, że to coś o wiele więcej niż tylko wahania nastrojów i rzeczywiście musi mieć to jakieś inne podłoże.
— Nic ciekawego, takie tam... — rzuciła cicho, dalej czytając, na co cicho fuknąłem, bo halo, już nie spałem, no Wanda weź. — Wichrowe wzgórza, znalazłam w bibliotece. Mówiłam, nic ciekawego — dodała po chwili, a jej dłoń ponownie znalazła się w moich kudłach, na co ponownie zamruczałem i ponownie się przyłasiłem, bo oh losie, rób tak więcej.
— Coś moja ciocia to chyba czytała — mruknąłem, układając się wygodniej pod dotykiem dziewczyny. — Nie no, powinienem raczej powiedzieć, czego nie czytała, byłoby łatwiej wyliczyć — parsknąłem śmiechem, pociągając przy okazji lekko zatkanym nosem i układając głowę na ramieniu nastolatki. — Mówiła, że cudne i piękne i ochy i achy. — Wtuliłem się w nią leniwie. — Poczytasz mi? — parsknąłem cichym, bardzo proszącym, ale bardzo rozbawionym tonem.
Chciałem po prostu jej słuchać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz