środa, 25 kwietnia 2018

Pogoda bywa nieprzewidywalna [12]

I zrobiło mi się weselej, gdy usłyszałam, jak wybucha śmiechem. Tak jakby ktoś choć trochę zdjął ciężar z moich ramion, a uśmiech się poszerzył odrobinkę. Bo mimo że zaczęło się niezbyt kolorowo, to byliśmy uśmiechnięci i prawdopodobnie lepiej się czuliśmy, niż kilkanaście minut temu, a ten dzień stał się chyba mniej parszywy.
— Oj, zapamiętam to, masz to u mnie jak w banku. — Parsknęłam cicho, mrużąc oczy i zdmuchnęłam na bok zbłąkany kosmyk. — I no już, już nie martw się tak, wszystko pójdzie dobrze, a ty sama jesteś cudowna, więc w ogóle jak cokolwiek mogłoby nie pójść po twojej myśli? — oświadczył, podchodząc bliżej, a ja pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem. Dużo, panie Walsh, ale dzisiaj poddam się perswazji i nie będę o tym myśleć. — Naprawdę, nie masz czym się przejmować i mimo tego, że mówię to, nie znając całej sytuacji, to jestem o tym święcie przekonany. Głowa do góry, pierś do przodu i przed siebie, Izel!
Odruchowo zrobiłam to, co powiedział, nie zastanawiając się nad tym dłużej i roześmiałam się ponownie, gdy się zorientowałam. To, jak mówił, przypominało mi kogoś i mimowolnie ten fakt sprawił, że jeszcze bardziej wzrosło we mnie przekonanie, iż powinnam postąpić tak, jak radził. Uśmiechnęłam się do niego rozbawiona. Tak właściwie przypominał je obydwie.
— Mówisz jak moja mama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis