Zmierzałam więc powoli do biblioteki, ukochanego miejsca, gdzie mogłam choć trochę odetchnąć, bo na dworze też już nie było ciekawie. Burzowe chmury przepędziły słońce, jak i ostatnich uczniów siedzących jeszcze w trawie lub na ławeczkach. Weszłam do biblioteki i ujrzałam siedzącego na krześle Yevgeniego. Był pochylony nad książką i wzdychał, jakby wszystkie troski świata na niego spłynęły.
— Yev, żyjesz? — spytałam cicho, gdy podeszłam już bliżej do zmartwionego chłopaka. Nie spodziewałam się jednak tego, że podskoczy na dźwięk moich słów, niemal uderzając głową w sufit, a lądując na ziemi, pociągnie krzesło za sobą. Otrząsnął się szybko i wstał zmieszany, podczas gdy ja zmartwiona patrzyłam, czy nic mu nie jest i ile nowych strupów przybyło.
— A żyję. Ledwo, ale jednak — odparł, siedząc już
— A dobrze, chociaż ostatnio bardzo dużo roboty mam i trochę już mam dość. A ty? Dużo upadków ostatnio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz