piątek, 27 kwietnia 2018

Oszukać przeznaczenie? [22]

Chyba drasnąłem dobrą strunę, wprawiłem w ruch to, co trzeba, bo chłopak, o ile było to możliwe w jego wypadku, spokorniał jeszcze bardziej, spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku, po czym otworzył usta i otworzył się, czego naprawdę spodziewałbym się jako ostatniego.
— Ezra Prescot się stał — rzucił z niezwykłą butą, złością i jakimś oburzeniem, bo widocznie ten cały Ezra musiał znaczyć coś więcej, być kimś więcej, odgrywać istotną rolę w życiu Millera, bo nie traciłby tak nagle wigoru z powodu pierwszego lepszego parcha, prawda? — Jednym słowem, to wszystko przez niego i dlatego, mimo że nie chcę, to czuję się teraz jak jedno wielkie gówno, ok? Więcej chyba nie muszę mówić — dodał, a jego mina mówiła o wiele więcej niż słowa, które w sumie i tak zabijały szczerością.
Podniósł znowu naczynie do ust, upił odrobiny herbaty, wciąż z nietęgą miną, ciągle nie będąc zbyt zadowolonym z obrotu spraw, ze wspomnień i z Prescota.
I doskonale znałem to uczucie, zdawałem sobie sprawę z tego, z czym się wiąże i z czym to się je, jak wygląda, jak boli, jak męczy.
— Czasem trzeba i teraz zabrzmię egoistycznie — ale przecież każdy człowiek jest egoistą, a wszystkie działania altruistyczne, które wykazuje, mają na celu zapewnić mu korzyści, dlatego będę w ciężkim szoku, jeśli się posłucha — skupić się na sobie i zadbać o własne wygody, podnieść ten nos nieco wyżej i przełknąć tę bolesną pigułę, Josh. Jeśli czujesz się przez niego jak jedno, wielkie gówno, to znak, że coś poszło nie tak.
I zastanawiałem się, jaką osobą musi być Ezra Prescot. Jaką musi mieć siłę przebicia, jeśli był w stanie zbić z względnej równowagi kogoś tak pieprzniętego, jak Miller.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis