poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Oszukać przeznaczenie? [20]

Przetarł ze zmęczeniem oczy, wcześniej unosząc gładkim ruchem okulary i za chwilę wracając do mnie tym, och losie, jakże smętnym i pełnym nostalgii spojrzeniem, jakby zebrało mu się na melancholijne zagwozdki i to zdecydowanie nie był ten Joshua Miller, którego zdążyłem poznać.
Ściągnąłem brwi, bo powiedzmy sobie szczerze, pewnych iskier pewnym osobom zabierać po prostu nie należy.
— Tak, pewnie. Miło że pytasz — odparł niemrawo. Bardzo niemrawo. Ba, raczej wydukał słabym głosem. — O ile cokolwiek, kiedykolwiek może być „ok” — dodał ciszej, najwidoczniej nie wiedząc, do kogo powinien był skierować te słowa, dlatego uleciały bezwładnie w eter.
A potem został tylko teatr, sztuka, która rozgrywała się na twarzy, tak nagle zmieniającej swój wygląd, nastawienie, mimikę, jakby fale kolejnych emocji leniwie wtaczały się na deski jego myśli i bez problemu ujmowały chłopaka, władały nim, pozostawiając mi tylko możliwość obserwacji, bo po prostu nie mogłem zostać dopuszczony za kulisy całego występu.
Nagle coś zaskoczyło, twarz znowu stała się obojętna, a spokojny, chłodny i, o ironio, czerwony jak najgorętsze płomienie, wzrok padł na moją osobę.
I raczej zdecydowanie nie było „ok”.
— Wiesz, w razie czego masz wokół siebie ludzi. Dobrych ludzi, którzy wbrew pozorom wcale nie są pudłami rezonansowymi — mruknąłem, zakładając nogę na nogę.
Zresztą, nieważne jak szybko by nie uciekał.
Przeznaczenia przecież nie oszuka.
Dlaczego więc ty, Oakley, tak usilnie starałeś się zwiać przed prawdą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis