poniedziałek, 23 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [17]

I parsknął bardzo głośnym śmiechem, i przetarł twarz, i pokręcił głową, a mnie wmurowało, bo przecież co ja takiego, do cholery, niby zrobiłam. Powiedział, co powiedział, ja tylko dyplomatycznie odpowiedziałam, mając na uwadze osobę Yamira Kumara. Tyle.
— Błagam, Wanda, ty tak na poważnie? — zapytał, cały czas chichocząc i cały czas się uśmiechając. Och, a więc źle zrozumiałam. — Przecież żartowałem, bierz go do woli, wręcz ci za to podziękuję — mruknął, na co przewróciłam oczami z rumieńcem nie do ukrycia, bo poruszył zdecydowanie odpowiednią strunę. — On lubi ciebie, ty lubisz jego, nie jestem jakimś katem, żeby rozdzielać nasze szkolne gołąbeczki — oświadczył, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i opuściłam wzrok nieco speszona całą tą rozmową. — Jeszcze.
Odpowiedziałam po raz kolejny nerwowym śmiechem, a przy okazji wzięłam łyk soku, zyskując cenne sekundy na przemyślenie swojej kolejnej wypowiedzi, bo chyba zdecydowanie musiałam to zrobić.
— No bo tak powiedziałeś... — szepnęłam nieporadnie, spoglądając nieco śmielej w błękitne oczy. Dasz radę, Przewalska. — A zresztą no, tak, lubię go i on chyba lubi mnie, ale żeby od razu szkolne gołąbeczki? Nivan... — oświadczyłam, przeciągając pierwszą samogłoskę w imieniu chłopaka i przeczesałam dłonią włosy, które zsunęły się na moją twarz. — Nie przesadzaj, raczej nie planujesz jeszcze naszego ślubu — stwierdziłam, wybuchając śmiechem, ale później zauważyłam to spojrzenie. — Nie planujesz, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis