Ja trochę mniej, bo szeleszczący głośno żółty płaszczyk przeciwdeszczowy, w którym wyglądałam jak krasnal (to wszystko wina tego okropnego kaptura), nie należał to rzeczy najwygodniejszych. Okropieństwo, a w połączeniu z kaloszami i w ogóle samopoczuciem, bo przecież ciemno, głośno i tyle błota, wydawało się jeszcze gorsze.
A zdecydowanie
A tą euforię przerwało pukanie, na które zamarłam.
— Możemy porozmawiać?
Gwałtownie podniosłam wzrok, jakby nie do końca dowierzając, że w progu stał ten niebieskowłosy chłopak, właśnie ten, z którym omijaliśmy się szerokim łukiem przez prawie rok.
Chwilkę mrugałam oczami, przetwarzając wszystkie informację, a chwilę później uśmiechnęłam się szeroko, bo przecież przyszedł i może zapowiadało się na to, że wszystko znowu będzie ok.
— Tak, tak, wchodź i siadaj — oświadczyłam, posyłając mu zachęcający uśmiech i obracając się w jego kierunku na swoim ukochanym krzesełku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz