czwartek, 29 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [X]

Melodyjny śmiech dziewczyny zaraz po zakończeniu mojej kwestii, a mi zostało jedynie zatopić się pod ziemią, zniknąć i udawać, że nigdy mnie na tym świecie nie było, matko kochana, czemu pozwoliłaś na to, żebym się tutaj pojawił, czym ja ci zawiniłem?
— Nie martw się, lubię słyszeć twój głos — odparła po chwili, ściskając moją dłoń. Uniosłem speszony wzrok, z powoli rozlewającą się na policzkach farbą, bo spodziewałem się wszystkiego, ale nie tych słów. — Hej, hej, czasy się zmieniają, za dzieciakami nigdy nikt już nie nadąża, poczekaj na nowe pokolenie, jak ci dziewczyny od przyjaciółki wyrosną, to dopiero wtedy się zacznie. A twoja znajoma brzmi ciekawie, wiesz, zawsze masz jeszcze szansę odnowić kontakt, grunt to zrozumieć, gdzie leży błąd. Poza tym, wciąż jeszcze dużo czasu przed tobą. Hej, ile możesz mieć lat? Trzydzieści, czterdzieści? Całe życie jeszcze przed tobą, sporo dni na rozruszanie starych znajomości. — Pokiwałem głową.
— Już nie nadążam, jak siedzę z Beatrycze, to nie wiem, czy mnie nie obraża przypadkiem. Nie zdziwię się jak za dwa, trzy lata przejdziemy z „wujku” na „dziadku”, bo będzie chciała mi dopiec... Wiesz, no, raczej wiesz, ale powiem, tak dla pewności i dopełnienia formalności, że w sumie to z relacjami międzyludzkimi u mnie cienko, dupa jestem w tych sprawach, upośledzenie społeczne, jak zwał, tak zwał. Jak dotąd to żeby cokolwiek powstało i przetrwało, to potrzebowałem dużej ilości uwagi i cierpliwości, działań od drugiej strony i tu jest pies pogrzebany, muszę się zaangażować, zdecydowanie. Cholera, mam trzydzieści dwa lata, jestem stary, jestem okrutnie stary, a na domiar złego pół życia przebimbałem. Jak zacznę za dużo paplać, to mów, nie chcę cię zanudzać na śmierć, chociaż pewnie i tak już to zrobiłem. Już to mówiłem, ale tęskniłem, bardzo tęskniłem, dziękuję, że jesteś, że słuchasz, już się zamykam... — Uśmiechałem się, aż do stanu, gdzie bolały mnie policzki i gadałem. Gadałem, dużo, egoistycznie zrzucając wszystkie smuty z kilku ostatnich miesięcy, wypuszczając nagromadzoną parę, dzieląc się tym, czym uważałem, że powinienem, a jak dotąd nie miałem z kim.
I wiem, że było to paskudnie samolubne, bo ona sama miała swoje problemy, a ja jeszcze wylewałem swoje żale i doznania
I paplałem dużo, do wykończenia tematów, które i tak ciągle nadchodziły, do wyrzucenia nas z kawiarni, bo nic nie zamawialiśmy, do powrotu do szkoły, dalej kurczowo ściskając jej dłoń, bo nie chciałem, żeby zniknęła, bo bałem się, że znowu zostanę sam, bo byłem dzieckiem we mgle, które zgubiło rodziców i ukochaną maskotkę.
A potem chciałem tylko przepraszać za to, ile powiedziałem i modlić się o to, by ta rozmowa nie okazała się ostatnią, bo otworzyłem się o odrobinkę za bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis