poniedziałek, 26 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [22]

— Oh, naprawdę, Heather, jebać zasady. — Westchnęłam z zaskoczeniem, gdy cała zmagazynowana energia rozpyliła się w powietrzu, wybuchła jak supernova i mogłam tylko przełknąć ślinę, zastanawiając się, w co ja się, do cholery jasnej, pakuję. I prawda była taka, że o niczym innym przecież nie marzyłam, ale czy to było ? Oczywiście, że nie, też prawda, Heather, zacznij ogarniać, myśleć. Feria barw, sto tysięcy różnych odcieni i każdy kolejny wskazywał na to samo. Jego dłoń w mojej, delikatny dotyk kciuka, kolejny raz przełknęłam ślinę, ale uśmiech pojawił się samo i w dodatku znikąd, jak to w ogóle możliwe? 
— Po drugie, czy naprawdę pomyślałaś, że mógłbym kazać ci się odpierdolić? Tobie? Ja? — Prychnęłam pod nosem, zaczynając mruczeć coś niezrozumiałego. Znałam konsekwencje, anorskie zasady anorskimi zasadami, ale nadal pozostawały pewne standardy. Plotki. Rzeczy, które na widoku nie raziły, ale gdy przychodziło co do czego, to nagle większość ludzi zaczynała mieć problem. — Po trzecie, błagam, zamówmy tę kawę i ciastko, bo jeszcze chwila i sczeznę. — Parsknęłam śmiechem, wołając do nas kelnerkę. Następne dwadzieścia minut upłynęło nam w komfortowej ciszy, gdzie chyba oboje nie wiedzieliśmy co powiedzieć i już nic do powiedzenia nie było. Po wypiciu herbaty i zjedzeniu ciastka, nadal trzymaliśmy się za ręce, co było słodkie, dziwne, urocze, ale przede wszystkim przyjemne, choć rumieniłam się jak pierwsza lepsza pensjonarka, odcieniem twarzy przypominając dorodnego pomidora.
— To co ostatnio namalowałeś? — rzuciłam luźnym tonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis