niedziela, 25 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [21]

Przez dosłownie chwilę wpatrywałem się w nasze dłonie, w jej długie, szczupłe palce, które delikatnie ściskały moją rękę, jakby dodanie otuchy było ich priorytetem.
A potem zrozumiałem, że znajdowałem się między młotem a kowadłem, bo jej dotyk zdecydowanie był jednym z najprzyjemniejszych, jakie przyszło mi doświadczyć, a mimo wszystko, nie był odpowiedni. Był dotykiem miękkim i delikatnym, kobiecym, takim, do którego przyzwyczajony nie byłem i nawet nie chciałem być. Bo to przecież ja przez większość czasu otoczony byłem opieką, to ja kładłem dłoń na ramieniu w tańcu.
To ja powinienem w końcu przestać myśleć o tak odległej przeszłości, która przeminęła z wiatrem i wrócić już nie wróci. To ja powinienem skończyć namolne gadanie o Złotym Chłopcu Mężczyźnie, bo obaj byliśmy po trzydziestce i mieliśmy własne życia, własne rodziny.
Przynajmniej jeden z nas.
Jednakże echo ciągle gdzieś tam brzmiało, powtarzało słowa i zdarzenia, chociażby w siedmioletniej dziewczynce, która nosiła moje wymarzone imię i posiadała jego oczy.
I to chyba bolało w tym wszystkim najbardziej.
— Chciałabym wytłumaczyć, ale masz własne problemy. I raczej nie potrzebujesz moich. Więc czy to jest ten moment, w którym każesz odpierdolić się gówniarze czy mam cień szansy? Znaczy, to nie tak, ja nie potrzebuję decyzji i tak dalej, po prostu... Wiem, że naruszam granicę i tak dalej, i że pewnie będziesz miał kłopoty w pracy i tak dalej, i jeszcze tych dalej razy pierdyliard. — I chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie siedzi przede mną Will, ani żadna uczennica z drugiego roku, a Heather Williams. Jedyna w swoim rodzaju, rozkwitnięta, skutecznie zacierająca ślady po dziewczynie, która wprowadzała mnie do szkoły. Nie miała zamiaru bawić się w kotka i myszkę, zdając sobie sprawę, że im dłużej będzie to robić, tym gorsze skutki to wywrze.
— Oh, naprawdę, Heather, jebać zasady. — Zapach jabłek, słodkich perfum i nutki niepokoju, która psuła powietrze. Dodatkowo aromat kawiarni, typowy, charakterystyczny i sytuacja mogłaby być wręcz wymarzona, gdyby nie ciężki temat wiszący w powietrzu i sprawiający wrażenie, jakby zaraz miał nas zgnieść. Odwróciłem nagle dłoń i ująłem tą jej, poczynając gładzić kciukiem wierzch jej palców. — Po drugie, czy naprawdę pomyślałaś, że mógłbym kazać ci się odpierdolić? Tobie? Ja? — Uniosłem brwi, wiedziałem, że wrażenie, jakie wywierałem na innych, nie było zbyt pozytywne, ale że aż tak? — Po trzecie, błagam, zamówmy tę kawę i ciastko, bo jeszcze chwila i sczeznę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis