poniedziałek, 19 marca 2018

Powroty bywają przewrotne [15]

— To wszystko wina Cesarza. Na jednym z ostatnich balów, gdzie Miński się jako delegacja pojawił, zaczęli wzajemnie narzekać na to, że funkcje stołkowe im nie służą. Jakiś zakład czy coś w ten deseń. — Lubiłem na nią patrzeć. Lubiłem jej słuchać. Lubiłem po prostu z nią być. Lubiłem dźwięczny śmiech. Lubiłem ją, tak najzwyczajniej w świecie, w całej jej okazałości ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami, bo je też posiadała, ale były jak najbardziej w porządku i było jej z nimi do twarzy.
Uśmiechnąłem się razem z nią, gdy dostrzegła tutejsze miasteczko. Tęskniła za tym wszystkim? Pewnie tak, głupie pytanie, ludzie z natury tęsknią i lubią wspominać dawne dzieje. Jak to dobrze kiedyś nie było, jak to im się nie wiodło. Sam rozpamiętywałem. Dużo. Długo. Samotnie. Kląłem sam do siebie i samego siebie za to, co żem poczynił, kiedyś tam, gdzieś tam, z kimś tam.
— No proszę, czyli jednak Adam ma coś z człowieka, albo po prostu wymuskane i wygórowane ego. Raczej to drugie. Wręcz się z niego wylewa. — Zdecydowałem się na tym skończyć ten temat i jak najszybciej go zmienić, bo limity narzucone przez dyrektora nikomu nie służyły, uczniowie dostawali korby, nauczyciele się buntowali, a ten chyba nic nie zrzucił z wagi, bo jak wkurwiony był, tak dalej łaził. — W sumie to dużo się tutaj nie zmieniło, jak mam być szczery. — Przetarłem delikatnie twarz, wygrzebałem śpiocha i strzepnąłem go gdzieś tam, na glebę. Niezbyt kulturalnie, no cóż i tak bywa. — Nic za bardzo nie dobudowali, a najlepsza kawiarenka, jak stała, tak stoi. — Najlepsza, bo chyba jedyna w obrębie trzydziestu kilometrów. Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem. — Z pubem i barem podobnie, stare śmieci, nie ma co.
Zapaliłbym.
Potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis