Po chwili odczekania, mogłam już śmiało wejść do pokoju. Znaczy, nadal trochę niepewnie, ale no. James obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, gdy cała trójka wstała.
— Cześć, Nan. Nan, Dexter, Dexter, Nan. — Przez czarnowłosego zostałam obdarowana pocałunkiem w wierzch dłoni, co może tylko odrobinkę mnie speszyło, chociaż było mi miło, bo nie przepadałam za formalnościami i dziwnie się czułam. Za to z blondynką wymieniłam tylko szybki uścisk dłoni. — Heather, Nan, Nan, Heather.
— Miło mi was poznać — uśmiechnęłam się, gdy część bardziej oficjalna minęła.
Mogliśmy potem wspólnie zasiąść przy jednym stole. Pełnym papierów. Mnóstwa, gór, stosów z papierów. Dobra, może przesadzam, ale bądź co bądź było ich dużo. Wzięłam głęboki oddech bo nie zapowiadało się na to, że szybko skończymy. Atmosfera wśród samorządowej trójki wydawała się być trochę napięta albo najzwyczajniej w świecie mi się zdawało. Postanowiłam jednak zostawić te przemyślenia na kiedy indziej. Sięgnęłam ręką do pierwszej lepszej kartki. Jakieś numery, nazwiska, nazwy. Zdobyłam się w końcu na odwagę, żeby coś powiedzieć, bo przecież przyszłam pomóc, a nie się rządzić.
— Jakieś pomysły, propozycje, od czego zacząć? — rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych. — Ewentualnie możemy się podzielić, co kto ma robić, załatwiać, a później wszystko razem omawiamy i ustalamy — dodałam, starając się brzmieć nie nachalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz