Zwyczajowym odruchem stuknęłam czubkiem buta o podłogę, licząc w głowie dni, od kiedy Krzysiek zawitał do mojej robaczej rodzinki. Po Kalejdoskop, ale przed Erzą.
— Pół roku — odpowiedziałam po dłuższym namyśle oraz obliczeniach. — Wtedy był wielkości szczura i znacznie lżejszy niż teraz — powiedziałam, teatralnie się krzywiąc, a w duszy śmiejąc się po cichu. Gdyby Krzysiek zrozumiał, co mówiłam, pewnie żachnąłby się za to, że śmiałam zasugerować, iż jest
— Jak już zdecydujesz, którego gada chcesz, to chcę go bądź ją poznać. Lubię wszelakie zwierzątka — powiedziałam z lekkim uśmiechem. Sama miałam kiedyś węża. Dopóki Saffir nie postanowił przeprowadzić na niej eksperymentu i nie sprawił, że Leopold zaczął mieć chrapkę na wszystkie żywe stworzonka, które mogły mu się zmieścić w pysku [a mówiłam bratu, że ma nie eksperymentować na moich zwierzątkach]. — Przysięgam, z ręką na sercu, a raczej rękami wokół Krzyśka, że będę grzeczna i milutka — dodałam, poszerzając uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz