— Nawet nie przypominaj, błędy wieczornych zakładów. — Oh. To wszystko wyjaśnia. Zawsze wina leżała po stronie zakładów. Czasami trochę
Postukałam palcami o beżową torbę, w której schowałam aparat i spojrzałam w sufit zamyślona.
— Pomyślmy. Wszyscy arachnofobicy prawdopodobnie mnie nienawidzą, dyrektorowi prawdopodobnie zapadnę w pamięci jako ta w pajęczej pelerynie, która bredziła o jakimś ogromnym srebrnym żuku i motylach... Tak, wiem. Niezłą opinię sobie wyrabiam — zaśmiałam się cicho i zdmuchnęłam kosmyk z twarzy, który został przesunięty przez Krzysia. — I... — przeciągnęłam samogłoskę, zastanawiając się nad dalszą częścią wypowiedzi i ściągnęłam rozrabiającego robaka z mojej głowy, trzymając go w mocnym, ale ostrożnym uścisku. — ...I w sumie tyle. Niebo jest czyste — zakończyłam z uśmiechem. Nie było burzy, nie było śnieżycy, nie było wichury. Było w porządku.
— Chociaż ta swego rodzaju sielanka pewnie mi zbrzydnie prędzej czy później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz