Z czułością pogłaskałam Krzysztofa po srebrnym pancerzu w czarne paski, tuląc go do siebie. Ten okres bez zwierzaka zawsze mi się dłużył, także odliczałam tylko dni do oficjalnego czasu, gdy mogłam wbić dyrektorowi do gabinetu ze stertą papierów, argumentów i pajęczą pelerynką na plecach. Sądząc po jego minie, prawdopodobnie żaden członek rodziny Carter po mnie w tej szkole stopy jako uczeń nie postawi. Cóż… Warto było! Bo mam swojego Krzysia i nikt mi go teraz nie odbierze! Muahahaahaha. Dobry Boże, Izel, co ty odwalasz? Ogarnij swojego wewnętrznego imperatora wszechświatów.
Z miną oraz aurą najszczęśliwszego człowieka w uniwersum maszerowałam przez korytarze, trzymając w ramionach srebnika i ignorując resztę świata. Dopóki ktoś go nie zainteresował, a Krzysiu jako ciekawskie stworzenie musiał, po prostu musiał zbadać, kto to był. Dlatego nie zdążyłam nawet krzyknąć za nim, a on rozłożył swoje skrzydełka i poleciał za niebieską czupryną. Przeklętą niebieską czupryną, której właściciel raczej zadowolony nie będzie z faktu, że jakiś ogromny żuk się do niego przyczepił. Mogłam zrozumieć to nagłe zaintrygowanie Krzysia, ale dlaczego ze wszystkich osób musiał iść akurat do niego?
— Krzysztof! — krzyknęłam, zrywając się do biegu za beztroskim owadem. — Nie witaj się z ludźmi, którzy mogą ci zrobić krzywdę — powiedziałam srogim tonem i poprawiłam okulary, ale żuk z fascynacją latał wokół Nivana. Dlaczego się czuję, jak rodzic ostrzegający dziecko przed pedofilem albo seryjnym mordercą dzieci?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz