środa, 28 marca 2018

Odprawiając czarną magię [11]

— Promyłek szlachetny — powiedziała, podśmiechując się pod nosem. — Jakoś nigdy nazwa tego kwiatka nie wydawała się mi do niego adekwatna — dodała, zabierając mi słoiczek i już za chwilę wściubiając ten zadarty nosek w naczynie, zaciągając się zapachem. — W smaku słodko-kwaśna, bardzo mocna, także zalecam tylko odrobinkę. Całkiem nieźle komponuje się z czarną porzeczką — mruczała, gładząc palcem szkło i znowu na chwilę odpłynęła w nieznane, zamyśliła się, błysk oczu zaginął. Skinąłem tylko głową, cierpliwie czekając, aż ponownie złapie sygnał i zagada.
Nastawiła czajnik i znowu wróciła do mieszania ziół, które znając życie, będą smakować wyśmienicie. Nastolatka... Już kobieta, przepraszam, wypiła zapewne w ciągu życia tyle herbat i tyle połączeń, że głowa mała.
Sam robiłem to niepewnie, wcześniej dokładnie wąchając każde ziółko, starając się iść głównie za tym zmysłem, co w sumie nie wiedziałem, czy gdziekolwiek mnie doprowadzi.
Tu coś kwaśnego, tam słodkiego. Unikałem typowo zielnego zapachu i goryczy, tego z pewnością nie chciałem.
— Jak ci idzie, Aurelku? — spytała nagle, zaskakując mnie. Wyciągnęła z plecaczka słoik miodu, przy czym uznałem, że sam z niego dzisiaj zrezygnuję. No, może jak potem mi nie zasmakuje, to go dodam tyle, byle dało się to jakoś przełknąć.
Spojrzałem na swoje ziółka.
— Myślę, że nie jest źle, a raczej mam taką nadzieję. Nie no, nie pachnie źle, więc chyba będę w stanie tego skosztować bez zagrożenia zycia — mruknąłem, znowu przemieszując dodatki. — A tobie, pani profesor herbatkowania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis