wtorek, 27 marca 2018

Odprawiając czarną magię [10]

Kilka łyżek czarnej herbaty, dwie mięty i jedna tęczowca. Nie miałam zamiaru szaleć za bardzo, a potrzebowałam czegoś słodkiego.
— A to? — Uniosłam wzrok, przerywając mieszanie zasuszonych listków z tęczowymi płatkami. Przyjrzałam się żółtym płatkom w słoiczku, uśmiechając się delikatnie. Przypominały nieco te do słonecznika, ale były znacznie mniejsze, bardziej zaokrąglone i miały jaskrawszy kolor.
— Promyłek szlachetny — zaśmiałam się cicho pod nosem. — Jakoś nigdy nazwa tego kwiatka nie wydawała się mi do niego adekwatna — wymamrotałam, przejmując pojemnik od Aurelka i otworzyłam go, po czym powąchałam dla pewności, że to prymołek. Moje nozdrza połaskotał słaby, kwiatowy zapach z nutą cytrusów, po czym podsunęłam Hortensji.
— W smaku słodko-kwaśna, bardzo mocna, także zalecam tylko odrobinkę. Całkiem nieźle komponuje się z czarną porzeczką — powiedziałam, gładząc palcem szklaną powierzchnie słoika. Dość dawno nie bawiłam się w mieszanki. I tak ostatnio piłam jedynie Róże, naginając mocno zasady dziadka i chodząc z kwiatuszkami, które sobie rosły na skórze.
Nastawiłam wodę, w oczekiwaniu mieszając swoje ziółka i zastanawiając się, czy może jednak czegoś nie dodać.
— Jak ci idzie, Aurelku? — spytałam, koniec końców wsypując do kubka mieszankę i wygrzebałam miód z plecaka. Co prawda tęczowiec sam w sobie był bardzo słodki, ale miód musiał być. Ot tak, dla zasady. Choćbym miała się zasłodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis