czwartek, 22 marca 2018

Myślenie jest cnotą głupich [8]

— Jak sobie panienka życzy — powiedział, a ja otworzyłam drzwi zamkiem. No tak, o tej porze wszyscy byli na lekcji. Weszliśmy do środka, po czym chwyciłam swój plan lekcji i zaczęłam go przeglądać.
— Od razu mówię, że u mnie odpadają weekendy, no i środy — rzucił Nivan. To zrozumiałe. Przecież nikomu nie chce się pracować w dni wolne. Zwłaszcza w sobotę.
— Pasuje mi każdy dzień od siedemnastej trzydzieści — oznajmiłam stojącemu obok mężczyźnie. Dopiero zrozumiałam, że był ode mnie wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów. Jeszcze bardziej to mnie zszokowało, gdy przypomniałam sobie, iż nie urosłam ani o milimetr przez ten cały czas.
Wskazałam mu siedzenie w rogu pokoju, żeby mógł usiąść. Moje biurko (a właściwie nasze wspólne, jednak zdominowane przez moje rzeczy) było zawalone jakimiś papierami i sześcioma wielkimi księgami. Nie odprawiałam tutaj żadnych egzorcyzmów, to były zwyczajne braki w mojej wiedzy.
— Możemy zacząć teraz, jeśli ci to odpowiada. Wiesz, powinnam być na lekcji, a przynajmniej wykorzystam ten czas produktywnie. Rozgość się. Chcesz coś do picia? Mam wodę z kranu — Nawał informacji musiał odrobinę przytłoczyć chłopaka, bo przez jakiś czas w ogóle nie zareagował na moje słowa. Zaczęłam się zastanawiać, czy on na pewno chce mnie uczyć.
Bo w sumie, nigdy gościa na oczy nie widziałam. Nie miałam pojęcia, jak rozległa jest jego wiedza. Ale kości zostały rzucone i o odwrocie nie mogło być mowy.
Zwłaszcza, że sprawiał wrażenie sympatycznego chłopaka.
Gdyby tylko rzucił palenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis