czwartek, 4 października 2018

Szanuj ciasto swoje [1]

Ostatni rok, ostatni semestr.
Zostałem tu o rok, a może dwa lata więcej niż chciałem, nie do końca wiedząc nawet, po co i jaki to miało sens.
Czy może po prostu nie zmarnowałem tego wszystkiego, będąc zapatrzonym w pewne osobniki, zagubiony w tych cholernych zielonych, a może jednak ciemnoniebieskich oczach, zapominając o wyrabianiu sobie kontaktów, wyżeraniu się w pamięci innych ludzi, starania się nad budzeniem respektu i tak dalej. Po prostu stałem się potulniejszy, spokojniejszy. Pozwalałem wiatrowi pomiatać mną, jak tylko chciał, poddawałem mu się z dziwną przyjemnością i chęcią wręcz. Zamykałem oczy, rozkoszując się udawaną niemożnością i tym, że niby nie miałem na nic wpływu. Pieprzona, konformistyczna chorągiewka ze mnie, nie zaprzeczam.
Upiłem łyk gorzkawej herbaty, melancholijnie spoglądając przez okno, nie do końca wiedząc, co ze sobą począć. Bo przecież egzaminy końcowe straszne mi nie były. Prędzej to, co miało być po nich, to malowało się przed moimi oczami ciut gorzej.
I gdy już zastukałem palcami o parapet, pochylając się do przodu i opierając się na nim, wcześniej odstawiwszy kubek w szczurki oczywiście, z zamyślenia wyrwało mnie pukanie. Dosyć niespodziewane, muszę przyznać.
Czyżby jakiś stary czarodziej chciał zabrać mnie na przygodę życia w poszukiwaniu krasnoludzkiego złota?
— Można wejść? Mam ciacha. — Nie. Irytującemu bachorowi zdecydowanie daleko było do pana z długą, siwą brodą. No i wyróżniała się ciut przystępniejszą urodą. — Dobrze ciebie widzieć, Walsh, jak tam plany na koniec roku?
Wbiła do mojej nory zupełnie bez zaproszenia, nawet bez przywitania czy zwykłego skinięcia głową. Prychnąłem z nieskrywanym oburzeniem, marszcząc czoło.
I ściągając brwi.
Jak stary dziad, przysięgam.
— Weszłaś. Więc tak, chyba można — syknąłem, splatając ręce na klatce piersiowej. — Ciebie też, nawet. Załóżmy przynajmniej, żeby było nam ciut przyjemniej — dodałem jeszcze, podchodząc ponownie do parapetu i pochwyciłem kubek w swoje palce. — Jakoś leci, planów brak. A u ciebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis