czwartek, 4 października 2018

Szanuj ciasta swoje [0]

Ostatni semestr, ostatniego rocznika. Nawet jeżeli nie był to mój końcowy termin, to i tak czuło się w powietrzu nutkę niecierpliwości, ale i zawahania. Wiele osób próbowało doskonalić się w swoich najnowszych osiągnięciach naukowych, dopieszczając projekty, dodatkowe prace, które miały im zapewnić później przyjemną posadkę gdzieś tam za rzeką i siedmioma górami. Jeszcze inni ledwo wiązali koniec z końcem, licząc, że uda im się uzyskać minimalną ilość potrzebnych punktów do zdania, żeby w końcu się stąd wyrwać. 
Niezbadane są w końcu wyroki boskie.
Może dlatego wzięło mnie na taką malutką pokusę, wszystko w wyniku faktu, że rok szkolny miał się kończyć szybciej niż później, a ja chciałam jeszcze kulturalnie zaliczyć wizytę u szanownego starszego kolegi. A nawet jeżeli co nieco go podopytywać, pomarudzić, pojojczeć, to już przecież rozumiało się samo przez się. 
Spakowałam ostrożnie kilka różnych rodzajów ciast z mojej ulubionej kawiarenki, na wszelki wypadek, jakby Walsh miał na cokolwiek uczulenie. Jak nie cynamon, to truskawka z poziomką, jak nie to sernik zwykły, jak nie to bezy i tak dalej, i tak dalej. Torba wypchana ciastami pachniała wybornie, a z doświadczenia wiedziałam, że wszystko równie dobrze smakuje. 
Ruszyłam dziarsko do pokoju chłopaka, stanęłam przed drzwiami i zapukałam kilkukrotnie o framugę drzwi. 
— Można wejść? Mam ciacha — zapewniłam rezolutnie, robiąc krok do środka, jak tylko odparły się przede mną drzwi, nawet bez uprzedniego poczekania na odpowiedź mężczyzny. — Dobrze ciebie widzieć, Walsh, jak tam plany na koniec roku?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis