— Ja pierdolę, to naprawdę w twoim stylu.
— Ale to dobry pomysł… Prawda?
— Dla ciebie boski. Nikt w tej waszej popieprzonej rodzinie nie nadaje się do tego bardziej niż ty — powiedział Vladdy, parskając śmiechem i poprawił się na moim ramieniu, ciągnąc za włosy, przez co musiałam się zatrzymać, bo się bałam, że opuszczę tacę ze wszystkimi rzeczami, które przygotowałam. Fuknęłam cicho, jednak zaraz zaczęłam iść dalej. W końcu nie bez przyczyny wzięłam miśka ze sobą. Mińsk miał swego rodzaju słabość do pluszowego alkoholika i jego rozbrajającej, wulgarnego bycia [kto nie miał?].
Wzięłam głębszy wdech przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu dyrektora i sterczałam przed nimi kilka, ładnych minut, zastanawiając się, czy jednak lepiej nie zrobić parę kroków do tyłu i się taktycznie wycofać. Ale Vladdy klepnął mnie w plecy swoją pluszową łapką i się rozdarł „Głowa do góry i do przodu, młoda!”, więc dyskretny odwrót mogłam wykreślić z ewentualnych planów.
Zapukałam ostrożnie do drzwi i kiedy dostałam pozwolenie na wejście, z pomocą Amiga otworzyłam drzwi, układając automatycznie usta w uśmiechu.
— Zanim zacznie pan krzyczeć, mam herbatę i ciastka, dużo ciastek. Zrobiłam też imbryk kawy — powiedziałam, pokazując tacę z różnościami. Co prawda zakaz cukru gdzieś wisiał sobie i mógł sobie wisieć, ale nikt go raczej już nie przestrzegał. W szczególności ja i moje małe herbatki. — Mam pewną sprawę — dodałam, poszerzając uśmiech, bo jak przekonywać to z uśmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz