Płuca piekły, chusteczki pochłaniały większość moich wydatków, a głupi ziąb mimo dwóch swetrów, bluzy i szala nadal sprawiał, że się trzęsłam z zimna, ale do łóżka nie dawałam się wepchnąć. Było znośnie. Pobuszowałam, uzupełniłam zapasy leków, dostałam nowe, coby organizm nie czuł się zbyt bezpiecznie i nie folgował z samodestrukcja. Poza tym musiałam w końcu powędrować do tego klubu, który miałam na celowniku, ale zawsze coś mi przeszkadzało. A to choroba, a to Yev fukający mi nad uchem, a to badania kontrolne, a to użeranie się z pielęgniarzem, a to włamywanie się mu do szafki z lekami [ale nie kradłam]. Żyć, nie umierać, słodka Przyszłości.
Doczłapałam się do sali, kaszląc, smarkając i kichając, ale się doczłapałam. Poświęciłam kilka minut na ogarnięcie się, żeby nie wyglądać jak totalny trup ale blada cera oraz sińce pod oczami nie pomagały i uśmiechnęłam się najładniej, jak umiałam, po czym otworzyłam drzwi. Zobaczyłam jakieś wysokiego chłopaka o jasnych włosach, zapewne członka klubu przynajmniej tak się domyślałam. Już otwierałam usta, żeby się ładnie przywitać. Już unosiłam wyżej kąciki ust. Już podeszłam do niego i wyciągnęłam rączkę, ale przecie byłoby to zbyt piękne. W gardle nagle zadrapało, w oczach pojawiły się łzy i rozkaszlałam się na dobre w momencie, gdy miałam już mówić. I nie wiedziałam, czy mogłam czuć się bardziej niezręcznie, wypluwając sobie płuca w kompletnej ciszy, z każdą chwilą przypominając coraz bardziej kolorem dorodnego pomidora. Pochyliłam się do przodu, przyciskając pięść do klatki piersiowej w okolicy serca i wierzchem dłoni zasłaniając usta, starałam się wykaszleć do końca, aż przestanie mnie drapać w gardle. Po dłużących się minutach w końcu przestałam, ciężko oddychając i powoli się wyprostowałam. Zrobiło się jakoś nieznośnie ciepło.
— Wybacz — wymamrotałam, ścierając łzy z kącików oczu. — Nie wyszło tak, jak chciałam, ale nazywam się Éli i chciałam dołączyć do klubu… Miło mi. — Cała wypowiedź brzmiała bardziej niepewnie, niż chciałam, ale starałam się nadrobić to uśmiechem. Spokojnie. To nie koniec świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz