No i zapadła cisza. Bo co innego mogło się stać, no co. Została nieporadność, dziwna melancholia i po prostu porządne wkurwienie na wszystko, co nas otaczało. A może nawet i smutek.
Aktualnie chyba tylko ta pustka i brak słów najlepiej opisywał tę naszą cudownie popieprzoną sytuację
— Tak właściwie to chcę cię przeprosić — zaczęła mówić, podejmując jakąś decyzję, chyba dobrą dla siebie, jak i dla mnie, bo cisza zdecydowanie w końcu wszystkich doprowadzała do szaleństwa. Zerknąłem na dziewczynę nieśmiało, dosłownie kątem oka, bo jakoś nie miałem ochoty, by patrzeć jej prosto w twarz. Może się bałem, kto wie. — Za to, co wtedy mówiłam. Wiesz kiedy. I jak się zachowywałam. Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego tak reagowałam — mruknęła, po czym przerwała na chwilę, by wziąć głębszy oddech. — I za to, że nie mogłam temu wszystkiemu zapobiec. Przepraszam, Adam.
Westchnąłem, opuściłem wzrok i parsknąłem beznadziejnym śmiechem, dosłownie raz, nie więcej, a następnie pokiwałem głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
Nie tak jak zawsze, nie w ten sposób ładnie. Po prostu się uśmiechnąłem, obracając się trochę bardziej w kierunku Renee. Odchrząknąłem.
— Przeprosiny przyjęte, doskonale rozumiem, dlaczego reagowałaś w ten sposób — oświadczyłem, mocno dyplomatycznie, ale naprawdę szczerze. — Ja również przepraszam, może powinienem był wtedy ciut odpuścić i choć raz nie zadzierać nosa — parsknąłem, przeczesując nieporadnie włosy. — No. W sumie raczej mało kto mógł temu wszystkiemu zapobiec, więc wiesz... Nie ma co się obwiniać. A nawet jeżeli, to krótko. Życie i tak dalej, pewnie jeszcze gorsze rzeczy nam się przydarzą — mruknąłem, po czym sięgnąłem po paczkę papierosów, by wypalić jeszcze jednego.
Wydawało mi się, że nie byłem zbyt przekonujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz