— Ty daj mi lepiej na razie wyjść z tej szkoły w jednym kawałku, Adaś — parsknął, a ja podążyłem za nim, bo w sumie jakiś to plan był, prawdopodobnie lepszy od mojego. Bo w sumie to sam nie wiedziałem, czy aby na pewno to mi się uda. Wziąłem łyk piwa, opuszczając wzrok na podłogę. — Póki co, wiem tyle, że robię sobie po wszystkim gap year, wędruję po świecie i zaliczam kolejne zmywaki. Nic więcej mi do szczęścia nie jest potrzebne.
Pokiwałem głową, wzdychając ciężko.
— Gap year to w sumie jakiś plan. Nie wiem, czy bym podbił zmywaki, ale taka wycieczka do realnego... — mruknąłem, mrużąc oczy. — Ale w sumie zaraz pieprzone dwadzieścia pięć lat. Powinienem czymś się zająć — stwierdziłem. — Jak myślisz, zabieranie się z rodzinką na imprezy charytatywne i wyrywanie ładnej panienki na moje głupie teksty to jakiś pomysł? — zapytałem, po czym uśmiechnąłem się beznadziejnie. Machnąłem ręką. — Nie, wiem, słaby pomysł na całe życie. Ale w sumie, tak na jeden raz?
Wzruszyłem ramionami, dopijając pierwszą butelkę. Szybko mi poszło, ale chyba tak po prostu było łatwiej.
— Może jednak skończę pierdolić i wyżalać się nad tym, jak bardzo bym się z kimś zszedł na jedną noc, i po prostu podelektujemy się muzyką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz