wtorek, 10 lipca 2018

Niby nic [3]

— Nie, nie, założyłem się, że uda mi się przecierpić z nimi cały dzień, tak — rzucił szybko, nerwowo, raczej kłamiąc, a ja podniosłem prawą brew do góry i w zdziwieniu, bo kto by pomyślał, że Oakley tak panikuje. — Cholernie przepraszam za kawę, nie wiem, jak to się stało, musiałem się zagapić albo to przez okulary, widzę przez nie jak przez blura, tak, to przez nie — gadał i gadał, zbierając papiery które rozsypały się po całej podłodze w czasie naszej stłuczki, a ja obserwowałem to wszystko i nie dowierzałem, gdy zabrał się za wycieranie moich pleców.
Parsknąłem śmiechem i odwróciłem się do chłopaka, biorąc jego dłonie delikatnie w swoje własne, by przestał wycierać moją koszulę, bo zbytnio komfortowo się z tym nie czułem.
— Oakley, okulary to nie koniec świata, błagam, lepsze to niż być ślepym jak kret, a po twojej celności przy wycieraniu mi koszuli podejrzewam, że jednak ich potrzebujesz — stwierdziłem i posłałem chłopakowi przyjacielski uśmiech. — I spokojnie, nic się nie stało, pokój mam blisko, zaraz pobiegnę się przebrać. A ty co, kto wkręcił ciebie w udawanie sekretarki? — zapytałem i po raz kolejny parsknąłem śmiechem, puszczając przy tym jego dłonie. — Co do kawy, wybaczone, w końcu każdemu się zdarza — dodałem szybko, wyprostowałem się i schowałem ręce do kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis